Kiedy wróci normalność? Branża muzyczna i zdjęcia Paranoid Mind.
Wydawać by się mogło, że w świecie koncertów wszystko powoli wraca do normy. Większe i mniejsze gwiazdy już od wielu tygodni grają w plenerze, albo kawiarnianych ogródkach. Część z tych wydarzeń jest nawet biletowana. Można wyjść, wyhasać się, posłuchać. Wystarczy zabrać do kieszeni maseczkę, założyć przy wejściu, a potem jak wszyscy zdjąć – bo większość już odkryła, że w tym g**** oddychać się nie da. Pozornie wszystko jest prawie OK.
No, może kilka osób zauważy, że w tym roku nie ma Woodstocku, i co z tego? - pomyślą.
Ciekaw jestem ilu z Was dostrzegło, że część klubów muzycznych jest nadal zamknięta. Czy ktoś zastanawiał się nad tym, jak duże czynsze ponoszą właściciele tych lokali. Co się stanie z tymi miejscami, jeśli obostrzenia nie zostaną zniesione, a we wrześniu zostanie uruchomiona druga fala restrykcji?
Każdy klub kombinuje jak może, próbując zorganizować plenerowe wydarzenia. Wierni fani mogą kupić parę albumów (jeśli ktoś jeszcze kupuje albumy muzyczne). I tylko cud może sprawić, że branża nie jebnie. I szczerze mówiąc, ja tej szansy na cud nie widzę.
Rozchodzi mi się tylko o to, że jesteśmy niemymi świadkami chwili, gdy niektóre sektory gospodarki ulegają dorżnięciu. Zresztą zorientujemy się dopiero na wiosnę 2021 że wiele miejsc zniknęło z powierzchni Ziemi. Niewielu będzie śmiało lamentować, że wszystkie oszczędności utopili w swoich biznesach, a jeszcze mniej będzie chciało o tym słuchać.
To nie jest kwestia jednego czy dwóch samochodów w leasingu. Zapomogi, które de facto są topieniem dodruku, nie dotarły do wszystkich przedsiębiorców, albo nie były wstanie zadośćuczynić „chorym przepisom”. Branża to także kupione na kredyt nagłośnienie, oświetlenie, okablowanie, kamery, zerwane umowy i zaległe płatności.
Rzeczywistość, w której teraz jesteśmy jest mocno dwubiegunowa. Coraz ciszej słychać argumenty ludzi w maseczkach, a coraz głośniej małe imprezy desperacko próbujące ratować portfel lokali. A ponoć jesienią ma być jeszcze gorzej.
Muzyka w przestrzeni publicznej gra, maseczki kryją twarz, ale branża cały czas dogorywa. Już wiele lat temu wspominałem, że nastąpi kryzys ekonomiczny - jednak „za chiny ludowe” nie spodziewałem się takiego scenariusza. Na plenerowych graniach zamierzam spędzić możliwie jak najwięcej czasu w tym sezonie. Mając z tyłu głowy, że NIE – to nie jest NORMALNE co widzę i gdzie jestem. I czuję, że może być jeszcze gorzej.
Dlatego pomyślałem, że najwłaściwszą ilustracją, do tego krótkiego artykułu będą zdjęcia zespołu, którego nazwa doskonale oddaje mój obecny stan umysłu.
„Paranoid Mind” u Bazyla w Poznaniu.
Maciej Bobyk BobykArts